O zawiłości dogmatu świadczy pewna anegdota. Któregoś dnia brzegiem morza przechadzał się św. Augustyn. Gdy zastanawiał się nad istotą Trójcy Świętej, zauważył na plaży małego chłopca, który za pomocą muszelki do dołka zrobionego w piasku przelewał wodę z morza. – Masz zamiar zmieścić w dołku całe morze? – zapytał chłopca. – Prędzej mnie uda się zmieścić całą zawartość morza w małym dołku, niż tobie zgłębić tajemnicę Trójcy Świętej – usłyszał w odpowiedzi św. Augustyn.
Jednym ze sposobów zbliżenia się do dogmatu o Trójcy Świętej są analogie i liczne metafory. Kaznodzieje czy katecheci uciekają się do najróżniejszych sposobów, by wyjaśnić to, co w gruncie rzeczy niezgłębione. Czasem więc w salce katechetycznej pojawia się trójlistna koniczynka, a czasem trzy świece, których knoty mogą dawać jeden płomień.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Współistotny Ojcu
Reklama
Aby zbliżyć się do zrozumienia dogmatu o Trójcy Świętej, warto odwołać się do historii. Nie da się w tym miejscu nie przywołać ustaleń soboru powszechnego z 325 r., który miał miejsce w Nicei w Azji Mniejszej. Chrześcijaństwo nie było w tym czasie jeszcze religią panującą, ale cesarz Konstantyn uważał je za religię tolerowaną. Skoro skończyły się prześladowania, pojawiła się możliwość podejmowania dyskusji teologicznych. Byłoby dużą przesadą stwierdzić, że rozpoczęły się one dopiero w IV wieku, bo już od dawna autorzy teologicznych rozpraw zastanawiali się nie tylko nad zagadnieniem Bóstwa Chrystusa, ale też nad relacją Syna wobec Ojca. Nie da się też ukryć, że u podstaw wspomnianych dyskusji były liczne herezje kwestionujące zarówno Bóstwo Chrystusa, jak i równość poszczególnych Osób Bożych.
W letnim pałacu cesarza zebrało się zatem ok. 250 biskupów i ich przedstawicieli, którzy dyskutowali na tematy teologiczne. W interesującym nas zakresie na uwagę zasługuje orzeczenie ojców soborowych odnoszące się do Syna Bożego, który został uznany za „współistotnego” („homoousios”) Bogu Ojcu. Orzeczenie to trafiło do Wyznania wiary odmawianego przez nas w każdą niedzielę oraz w uroczystości podczas Mszy św.
...który od Ojca i Syna pochodzi...
Wspomniane Wyznanie wiary nazywane jest nicejsko-konstantynopolitańskim. Orzeczenia soboru z Nicei zostały w nim bowiem uzupełnione o orzeczenia soboru, który miał miejsce w Konstantynopolu w 381 r. Głównym powodem zwołania tego zgromadzenia była herezja, która uznawała Ducha świętego za istotę stworzoną. W wyniku dyskusji dotyczącej Jego natury do artykułu Credo Nicejskiego: „Wierzymy w Ducha Świętego” ojcowie soborowi dodali słowa: „Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi” – później dodano także słowa „... i Syna...”, odróżniające pogląd Kościołów zachodnich na Ducha Świętego od Kościołów prawosławnych – „który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę, który mówił przez proroków”. W ten sposób powstał ogłoszony na soborze Symbol, Credo nicejsko-konstantynopolitańskie, od VI wieku recytowane przez wiernych podczas nabożeństw.
O ile więc na soborze nicejskim mieliśmy do czynienia ze sformułowaniem podstaw dogmatu o Trójcy Świętej, o tyle na soborze konstantynopolitańskim możemy już mówić o ugruntowaniu tej nauki. Dyskusje teologów i najróżniejsze spory doprowadziły nas do miejsca, w którym wyznajemy wiarę w jednego Boga obecnego w trzech Osobach. Wszystkie Osoby Trójcy Świętej są równe i mają tę samą naturę.
Wśród opracowań teologicznych możemy znaleźć bardzo wiele interpretacji tego dogmatu. Niektórzy widzą w Trójcy Świętej pierwszą intuicję Kościoła. Tak jak bowiem Kościół jest wspólnotą, tak w Trójcy Świętej mamy do czynienia z odwieczną relacją Osób, która sprowadza się nade wszystko do miłości. Jak zauważył jeden z teologów, w Trójcy Świętej aż kipi od miłości...